...to był na prawdę miły i smaczny weekend... wiem, wiem już go nikt nie pamięta, bo te pozytywne wspomnienia zasłonił nam już ten tydzień pobytu w pracy. Niestety zanim wybiorę zdjęcia i wymyślę o czym warto na tym blogu opowiedzieć, trochę czasu mija. Nie odpuszczę jednak opowieści o tym, że co swojskie to pyszne i zdrowe i wie to wielu z was i wiem to i ja. NIE WARTO TYCH SMAKÓW SZUKAĆ W SKLEPIE, bo one tam nie istnieją, je tylko spotkamy w naszych domach rodzinnych, bo kuchnia to tradycja a tradycja polega na tym, że wiedzę przekazuję dziadek na ojca, ojciec na syna itd...
...pamiętam z dzieciństwa u dziadków jak robiło się samemu wszystko, kiełbasy, kaszanki, wędziło szynki i wytapiało się swojski smalec...potem to wszystko gdzieś poszło w zapomnienie ...przyszło nowe, wszystko można było dostać w sklepie, oczekiwaliśmy nowości, współczesności i klimaty własnego wędzenia gdzieś nam uciekły...receptury i wiedza dziadków umknęła....
...ale te moje wpisy to nie narzekanie, bo optymistą jestem i wciąż widzę pozytywną energię w ludziach, którzy coraz częściej szukają, dowiadują się, jak uzyskać doskonały aromat i jak zdrowo, bez dodatków i całej gamy dziwnych ulepszaczy po prostu i po ludzku smacznie zjeść, a przy tym i pogaworzyć i poplotkować można i dobry trunek się znajdzie i też z rodziną można posiedzieć za stołem...jednym słowem sielanka...rozkosz...aż boje się powiedzieć, że to mój raj na ziemi....
...w moim domu zaczęło się cenić, coraz bardziej, własny wyrób..szyneczki ...najstarszy z rodu zapeklował i uwędził, czyli mój tata. Mój brat, to ten drugi z rodu, robi świetne kiełbasy. Mógłbym je nazwać beztłuszczowe, bo lubi jak jest w niej dobre mięso, a nie dodatki...potem czosnek, sól, przyprawy i zapach dymu...z tego się powinna składać prawdziwa kiełbasa...
....do powstania wędzarni przy domu namawiałem od lat i teraz to się stało... i fajnie , bo widzę, że sklepy chyba utracą klientów...wędzarnia jest mała i na razie prowizoryczna , ale nie od razu Kraków zbudowano a wszystkim, którzy posiadają ogród polecam poszukanie w internecie jak zrobić w nim małą swojską wędzarnię.....
...oczywiście większość czasu spędziliśmy na tarasie, choć pogoda zmienna była...Popijaliśmy znakomity KOMPOT. Słowo kompot... zapomniane słowo w dzisiejszej kuchni. KOMPOT był z własnych jesiennych śliwek i gruszek, z dodatkiem limonki i mięty. Świetny , gdy słońce praży, a nam chce się, po prostu napić czegoś dobrego.
...było tez kręcenie ciasta...o czym chętnie przy okazji napiszę, bo mam takie ze trzy przepisy, które babcia jeszcze przekazała, by ten smak w naszej rodzinie nigdy nie zaginął...
...i właśnie przyszedł mi do głowy pomysł konkursu...na przepis z Waszego dzieciństwa... Jeżeli chcecie się nim podzielić, a ja potem będę mógł z niego skorzystać i ugotować go , pokazać na tym blogu, było by świetnie....Piszcie więc na gorskygotuje@interia.pl podając swój przepis, a ja wymyślę nagrody i powiem wam o tym dokładnie w następnym wpisie...a więc do maili....pozdrawiam...
Zabrakło mi przepisu...
OdpowiedzUsuń